Książki
Marta Nowik
"Kiedy czasu już dla nas nie będzie"
Julia ucieka od przeszłości do swojej matki chrzestnej, mieszkającej i pracującej w Domu Pogodnej Starości. To niezwykłe miejsce staje się azylem i bezpieczną przystanią dla młodej dziewczyny aż do momentu znalezienia przez nią, podczas pewnego spaceru, umierającego chłopaka. Kto kogo tak naprawdę uratuje? Czy przewrotny los kolejny raz zakpi z młodzieńczej miłości? Czy da się uciec od przeznaczenia?
Kiedy czasu już dla nas nie będzie to niezwykła opowieść o tym, co tak naprawdę jest w życiu ważne. Bohaterowie doświadczają bezlitośnie upływającego czasu oraz ludzkiej skończoności. Kochają, nienawidzą, popełniają błędy. Po trudnych lekcjach, jakie daje im życie, uczą się na nowo przebaczenia i zaufania.
Opis
Historia o prawdziwej miłości, która może wydarzyć się wszędzie i niejednego zaskoczyć…
Życie w Domu Pogodnej Starości toczy się swoim utartym, sennym rytmem. Nieoczekiwanie spokój pensjonariuszy burzy nadejście zagadkowej przesyłki. W tajemnicy przed personelem postanawiają zajrzeć do środka. Jakie jest ich zdziwienie, gdy w niepozornych, oklejonych taśmą kartonach znajdują niezwykłe przedmioty: skrzypce, kołyskę i… małą trumnę z lustrem zamiast dna!
Kto i dla kogo przysłał tę paczkę? Nie wiadomo. Na kartonach wypisano imię i nazwisko odbiorcy, ale kłopot w tym, że nikt taki w ośrodku nie mieszka. Kiedy napięcie sięga zenitu, w Domu Pogodnej Starości pojawia się niespodziewany – i bardzo młody! – gość. Od tej pory każdy dzień przynosi nowe, zaskakujące wydarzenia, które na dobre zmienią życie pensjonariuszy…
Kochali się. Odkąd się poznali, byli prawie nierozłączni. Spotkali się w Domu Pogodnej Starości. Najpierw, przy każdej możliwej okazji, burczeli na siebie. Kiedy się widywali, wyrażali swoje niezadowolenie na setki możliwych sposobów. Nieustannie poszerzali wachlarz wyzwisk i obelg kierowanych pod adresem tego drugiego. Zdawało się, że dokuczanie, ubliżanie czy wyśmiewanie sprawia im niewymowną przyjemność. Byli w tym coraz lepsi. Perfekcjoniści. Ranili się niemalże każdego dnia, budząc nieustanne zainteresowanie i jednocześnie litość pozostałych podopiecznych. Jedni przyglądali się im z zaciekawieniem. Niektórzy śmiali się do rozpuku, widząc dwoje staruszków obrzucających się nieustannie błotem. Jeszcze inni pukali się palcem w czoło, jakby miało to cokolwiek zmienić. Wszystko trwało do chwili, gdy przy śniadaniu zabrakło Rity.